Important Announcement
PubHTML5 Scheduled Server Maintenance on (GMT) Sunday, June 26th, 2:00 am - 8:00 am.
PubHTML5 site will be inoperative during the times indicated!

Home Explore Ksiądz Prałat Franciszek Skorusa

Ksiądz Prałat Franciszek Skorusa

Published by franciszek.skorusa, 2016-09-19 15:56:21

Description: 1940 - 2010

Search

Read the Text Version

„Błogosław duszo moja Pana i nie zapominaj tylu dobrodziejstw Jego” Ps 102, 2 – motto prymicyjne Ksiądz PrałatFranciszek Skorusa 1940–2010 Wrocław 2011

Zespół redakcyjny: Małgorzata Budzińska ksiądz Eryk Dobrzański Jan Inglot Edward Koziarzewski Piotr Łącki Wojciech Partyka Maciej Skórzyński Korekta: Małgorzata Budzińska Skład: Dorota Zagozdon-Pluskota Projekt okładki i opracowanie graficzne: Sebastian Koziarzewski Zdjęcia: archiwum parafialne oraz zbiory własne: Małgorzata Budzińska, Alina Czapiga, ksiądz Krzysztof Dudojć,Maciej Filipiak, Edward Koziarzewski, Edward Lange, ksiądz Adam Lota, Ryszard Nitychoruk, Karol Skorusa, Andrzej Wołyniec wydanie pierwsze ISBN: 978-83-927897-1-0 Wydawca: © Rzymskokatolicka Parafia pw. NMP Nieustającej Pomocy we Wrocławiu-Muchoborze Małym ul. Szkocka 35, 54-402 Wrocław Nakład: 1000 egz.

Pamięci Księdza PrałataFranciszka Skorusy...



SPIS TREŚCIWstęp………………………………………………………………… 7Przedmowa…………………………………………………………... 9 Część pierwsza GÓRAL – KAPŁAN – PRZYJACIEL1. Kalendarium życia Księdza Prałata………………………….. 132. Wywiad z Księdzem Prałatem Franciszkiem Skorusą………. 15 Część druga WYWIADY I WSPOMNIENIA 1. Rodzina i dzieciństwo Wywiad z Karolem Skorusą………………………………… 33 2. Pierwsza parafia Wspomnienia Andrzeja Wołyńca…………………………… 35 3. Plebania – nasz dom Wywiad z księdzem Krzysztofem Hajdunem………………… 39 4. Wychowawca i przyjaciel Wspomnienia o.Rajmunda Andrzeja Dziadkiewicza………... 45 5. Budowniczy kościoła Wywiad z Marianem Szczygłem…………………………….. 49 6. Pozostał w naszej pamięci Wspomnienia Aliny Czapigi………………………………… 53 7. Człowiek zaufania Wspomnienia członków Liturgicznej Służby Ołtarza………. 55 Część trzecia WEJDŹ DO RADOŚCI TWEGO PANA 1. Życiorys Księdza Prałata Franciszka Skorusy.………………. 59 2. Przebieg uroczystości żałobnych…………………………….. 61 3. Fragmenty księgi kondolencyjnej……………………………. 63



Ksiądz Prałat Franciszek Skorusa 7___________________________________________________________________WSTĘP Przed trzema laty Parafia pw. Najświętszej Maryi Panny NieustającejPomocy we Wrocławiu obchodziła jubileusz 25-lecia istnienia. Z tej okazjizostała wydana publikacja obrazująca historię tworzenia parafii, budowy ko-ścioła oraz pracy duszpasterskiej z okresu ostatniego ćwierćwiecza. W niespełna rok po nagłym odejściu do wieczności pierwszego pro-boszcza tej wspólnoty – Księdza Prałata Franciszka Skorusy – grupa wycho-wanków opracowała publikację, która przedstawia Jego życie i pracę duszpa-sterską w parafii na Muchoborze Małym. Materiały do tej książki pochodzągłównie z wywiadu, którego udzielił autorom Ksiądz Prałat. Zostały tu rów-nież zawarte indywidualne wspomnienia parafian, dla których był On dusz-pasterzem i duchowym przewodnikiem, a także przyjacielem. Mam ten szczególny dar być kontynuatorem dzieła Księdza Prałata,który stworzył dobrze zorganizowaną i sprawnie funkcjonującą parafię. Pra-gnę serdecznie podziękować autorom niniejszej publikacji. Dziękuję mojemupoprzednikowi – Księdzu Prałatowi Franciszkowi Skorusie – za Jego27-letnią, ofiarną pracę w tej parafii; księżom wikariuszom i wszystkimParafianom, wśród których przyszło mi pracować, dziękuję za pomoc, modli-twę i życzliwe serce. Oddając tę książkę, mam nadzieję, że duch KsiędzaPrałata nie zagaśnie w tej wspólnocie, a ludzie, którzy znali Go będą mogliożywić swoje wspomnienia i jeszcze bardziej poznać swojego niezapomnia-nego duszpasterza. ksiądz Henryk Trościankoproboszcz parafii na Muchoborze Małym we Wrocławiu

8 Ksiądz Prałat Franciszek Skorusa_________________________________________________________________________

Ksiądz Prałat Franciszek Skorusa 9_________________________________________________________________________ PRZEDMOWA Jezu, ufam Tobie Zamiast śmierci racz z uśmiechem przyjąć Panie pod Twe stopy życie moje jak różaniec /ksiądz Jan Twardowski/ Kiedy umiera ktoś bliski, chrześcijanie obok bólu i tęsknoty zanurzająsię w modlitwie. Jest to sposób, by temu wszystkiemu co przemijalne,co zabiera śmierć, powiedzieć „nie” i jeszcze uważniej wsłuchiwać sięw cichy głos Zmartwychwstałego, który wzywa nas po imieniu, wołając„Mario”. Modlitwa ta, jest równocześnie nadzieją, że dzięki łasce Pana i myzmartwychwstaniemy, by być z Nim. Nie powinien nas zatem wprowadzaćw zdumienie fakt, że przez śmierć osób drogich naszemu sercu jeszcze bliżejnam do Boga. Każde odejście jest okazją, by uchwycić życie człowieka, jego dzieło,jakie z woli Bożej dokonało się na ziemi, istotę jego posługiwania i miaręzadań, jakie dane mu było wypełnić. W miarę upływu czasu żal po straciekogoś bliskiego staje się wdzięcznością za jego życie, staje się żywą relikwiąprzechowywaną w pamięci. Nie chcemy zatem, tworząc tę książkę o naszym zmarłym KsiędzuPrałacie Franciszku zatrzymywać się na tęsknocie i bólu po Jego odejściu, alepragniemy, by był to tom wdzięczności za Jego życie wśród nas, za to, żenawet swoją śmiercią chciał nas przybliżyć do Boga. Bogactwo myśli i przeżyć, jakimi dzielił się z nami Ksiądz Prałatwprawia nas wszystkich w zdumienie. Pozwoliliśmy sobie zatem, by niniej-sza publikacja była zasłuchaniem się w głos ludzi zdumionych posługąKsiędza Prałata, a tych jest bardzo wielu. Niezwykle cenne są dla nas wspo-mnienia wypływające z domu rodzinnego, wspomnienia z pierwszych parafii,posługi wikariuszowskiej i proboszczowskiej.

10 Ksiądz Prałat Franciszek Skorusa_________________________________________________________________________ Pragniemy również, by niniejsza publikacja była głębokim ukłonemw kierunku kapłaństwa, które w osobie Księdza Prałata było prawdziwymzjednoczeniem się z Chrystusem. Aż do końca, z wyjątkową energią i odwa-gą, prowadził nas na drogę otwartości w stosunku do innych ludzi. Mówiono,że ogarnia sercem wszystkich. Sercem wymagającym, ale pełnymzadziwiającej dobroci. Odszedł tego dnia, kiedy Chrystus przez Jego ustapowiedział: „Słudzy nieużyteczni jesteśmy; wykonaliśmy to, co powinniśmywykonać”. Tak właśnie ukazał nam sens kapłaństwa, które nie szuka siebie,ale Chrystusa Dobrego Pasterza. Trzeba by dziś podziękować za wiele dobra, jakie czynił, za Kościółw naszych sercach i świątynię na naszym osiedlu, za sakramenty i „daj Bożezdrowie” wypowiedziane z humorem. Jednak najcenniejszym dziedzictwem,jakie zostawił nam Ksiądz Prałat jest wiara w miłość i przebaczenie. GdybyKsiądz Franciszek mógł jeszcze coś do nas powiedzieć, byłyby to słowa mi-łosiernej miłości Boga – Jezu ufam Tobie. ksiądz Eryk Dobrzański od 2009 roku wikariusz parafii na Muchoborze Małym we Wrocławiu

CZĘŚĆ PIERWSZAGÓRAL – KAPŁAN – PRZYJACIEL



Góral – Kapłan – Przyjaciel 13___________________________________________________________________KALENDARIUM ŻYCIA KSIĘDZA PRAŁATA2 lipca 1940 Narodziny w Chochołowie, w rodzinie Marii z domu Garczek i Wojciecha Skorusów.1947 Śmierć ojca.1947–1954 Nauka w Szkole Podstawowej w Chochołowie.1954 Śmierć matki.1954–19581958–1960 Nauka w Gimnazjum i Liceum im. Seweryna1962–1966 Goszczyńskiego w Nowym Targu. Studia w Wyższym Seminarium Duchownym24 czerwca 19661966–1969 w Krakowie.1969–19711971–1974 Dalsze studia w Arcybiskupim Seminarium1974–19771977–1980 Duchownym (obecnym Metropolitarnym1980–1981 Wyższym Seminarium Duchownym) we Wrocławiu. Przyjęcie święceń kapłańskich z rąk biskupa Andrzeja Wronki. Wikariat w Parafii Matki Boskiej Pocieszenia w Oławie. Wikariat w Parafii Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny w Lubawce. Wikariat w Parafii św. Jadwigi we Wrocławiu-Leśnicy. Wikariat w Parafii św. Michała Archanioła w Polkowicach. Wikariat w Parafii śś. Apostołów Piotra i Pawła w Legnicy. Probostwo w Parafii Matki Bożej Szkaplerznej i św. Eliasza w Głębowicach.

14 Kalendarium życia Księdza Prałata_________________________________________________________________________1981–1983 Wikariat w Parafii św. Michała Archanioła we Wrocławiu-Muchoborze Wielkimod 7 marca 1983 z przeznaczeniem do budowy kościołaluty 1989 na Nowym Dworze. Probostwo w Parafii Najświętszej Marii Pannyod 3 marca 1998 Nieustającej Pomocy we Wrocławiu-Muchoborze29 października 2000 Małym.od 6 listopada 2001 Uzyskanie aktu notarialnego potwierdzającego2004–2006 lokalizację kościoła na Muchoborze Małym30 października 2008 i rozpoczęcie budowy.od 15 grudnia 2009 Kapelan Honorowy Ojca Świętego.3 października 2010 Konsekracja kościoła pw. Matki Bożej9 października 2010 Nieustającej Pomocy. Dziekan dekanatu Wrocław-Zachód I. Dyrektor Wydziału Duszpasterskiego Kurii Metropolitalnej Wrocławskiej. Jubileusz 25-lecia istnienia Parafii pw. Matki Bożej Nieustającej Pomocy. Diecezjalny Duszpasterz Ludzi Pracy Archidiecezji Wrocławskiej. Śmierć Księdza Prałata. Ceremonia pogrzebowa, podczas której Ksiądz Prałat został pochowany na placu przed kościołem.

Góral – Kapłan – Przyjaciel 15___________________________________________________________________ WYWIAD Z KSIĘDZEM PRAŁATEM FRANCISZKIEM SKORUSĄKsięże Proboszczu, zacznijmy od Księdza pierwszych wspomnień:od dzieciństwa, rodziny, rodzeństwa...Urodziłem się w Chochołowie, w małej, góralskiej wiosce koło Zakopanego,która obecnie znajduje się w województwie małopolskim, choć kiedy ja sięurodziłem, było to województwo krakowskie, a potem jeszcze przez jakiśczas województwo nowosądeckie. Ziemia ta przechodziła więc z rąk do rąk.Urodziłem się 2 lipca 1940 roku, nie w szpitalu, tylko w góralskim, drewnia-nym domu. Dom ten został wybudowany w 1931 roku i istnieje do dziś. Jeślichodzi o moje rodzeństwo, to troje spośród nich nie żyje, troje mieszkaw Stanach i troje w Polsce. Nasi rodzice pracowali na roli, mieli dosyć dużejak na tamte tereny gospodarstwo, około siedemnastu hektarów. Było ono natyle duże, że biedniejsi mieszkańcy, m.in. dziadek Roberta Matei, popularne-go skoczka narciarskiego, dzierżawili od nas pole, a czynsz odpracowywali,pomagając nam w pracy.Moi rodzice dosyć wcześnie umarli, bo ojciec zmarł już w maju 1947 roku.We wrześniu poszedłem do pierwszej klasy, więc śmierć ojca przeżyłem,jeszcze nie chodząc do szkoły. Gdy byłem w siódmej klasie, w lutym, zmarłamoja mama. Starsze rodzeństwo, brat i siostra, sami jeszcze nie całkiem do-rośli, musieli wtedy wziąć odpowiedzialność za całą rodzinę. Wychowali nietylko mnie, ale też młodszego brata i siostrę. W 1954 roku skończyłem siód-mą klasę i poszedłem do Gimnazjum i Liceum im. Seweryna Goszczyńskie-go w Nowym Targu, które powstało w 1902 roku1.Taka szkoła z historią i tradycjami?Tak, to jest liceum cieszące się wielkim szacunkiem na Podhalu, bo jest teższkoła w Zakopanem, ale chyba nieco inna, może nawet trochę gorsza.Ksiądz wikary, który wtedy pracował w Chochołowie, w mojej rodzinnej1 Według informacji na stronie internetowej I Liceum Ogólnokształcącego im. SewerynaGoszczyńskiego w Nowym Targu był to rok 1904: „Idea założenia w Nowym Targu«ośrodka wyższej oświaty» powstała już w 1862 r. [...] Starania trwały długo, gdyż dopierow 1904 r. gmina uzyskała pozwolenie na utworzenie gimnazjum cesarsko-królewskiegoz polskim językiem wykładowym”. (Por. na: <http://goszczynski.nowytarg.pl>).

16 Wywiad z Księdzem Prałatem Franciszkiem Skorusą_________________________________________________________________________Parafii św. Jacka, zachęcał, żeby uczniowie szli do szkoły. W tych czasachdzieci przeważnie zostawały na roli, a ten ksiądz zachęcał raczej do konty-nuowania nauki. Myślę, że przyczynił się do tego, że i brat i siostra powie-dzieli mi: „Jak ksiądz tak mówi, to niech Franek idzie do szkoły”. Zamiesz-kałem więc w szkolnym internacie w Nowym Targu.Wikarym tym był Mieczysław Mądrzyk, który odegrał w życiu Księdzabardzo ważną rolę...Tak, ksiądz Mieczysław był wtedy młodziutkim wikarym, prosto po semina-rium, a ja właśnie kończyłem siódmą klasę. Był u nas na parafii cztery lata,bardzo „fachowy” ksiądz, to przy nim zacząłem myśleć, że może ja też bymtak chciał jak on...A jak potoczyły się Księdza losy po liceum? Od razu wstąpił Ksiądzdo seminarium?Maturę zdałem w 1958 roku i zgłosiłem się do Seminarium Duchownegow Krakowie. Otrzymałem wtedy wiadomość, żebyśmy przyjechali wcześniejniż zwykle, bo była konsekracja biskupia księdza Karola Wojtyły. To byłobodajże 16 września w 1958 roku2. W Krakowie byłem w seminarium doBożego Narodzenia 1961 roku. Po świętach zacząłem myśleć, że nie będęksiędzem, że to zbyt trudna droga życiowa dla mnie.Jakiś czas potem, całkiem przypadkowo, jeden z moich kolegów jechał doWrocławia i namówił mnie, żebyśmy razem tam pojechali i zobaczyli to mia-sto. On był wtedy klerykiem, wstąpił właśnie do seminarium we Wrocławiu.Czekałem więc na korytarzu na niego, gdy załatwiał jakieś formalności.Ówczesny rektor, późniejszy biskup, ksiądz Paweł Latusek3, zapytał go, kimja jestem. Mój kolega odpowiedział: „To też kleryk”. Ja próbowałem prosto-wać, że byłem klerykiem, ale już nie jestem, więc rektor spytał się: „Wystąpiłczy wyrzucili?” Ja powiedziałem: „Wystąpił”. No to zachęcał, żeby przyjść:„Niech przyjdzie do nas”. Wtedy jeszcze nie byłem przekonany, ale z upły-wem czasu, kiedy już przyszedł moment wyjazdu, to zdecydowałem się2 W rzeczywistości był to dzień 28 września 1958 r. (Por. Kalendarium życia KarolaWojtyły, oprac. A. Boniecki, Kraków 2000, s. 143).3 Ks. bp Paweł Latusek (ur. 23 lutego 1910 r. w Tychach, zm. 11 lutego 1973 r.we Wrocławiu) – od 1958 r. do 1970 r. rektor Arcybiskupiego Wyższego SeminariumDuchownego we Wrocławiu, od 1961 r. biskup pomocniczy gnieźnieński, a od 1967 r.biskup pomocniczy wrocławski oraz wikariusz generalny. (Por. Encyklopedia Wrocławia,red. J. Harasimowicz, Wrocław 2001, s. 448, 499).

Góral – Kapłan – Przyjaciel 17_________________________________________________________________________przenieść papiery do seminarium we Wrocławiu. Moje dokumenty byływtedy złożone w Wyższej Szkole Pedagogicznej w Krakowie4. Miałem do tejszkoły blisko, bo pierwszy i drugi rok w seminarium w Krakowie był w tymsamym miejscu co WSP, na wyższych piętrach tego samego budynku. Jakjuż mówiłem, przyszedł czas wyjazdu, skontaktowałem się z kolegą i powie-działem: „Wiesz, ja chyba też pojadę z tobą do Wrocławia”. Po drodze wstą-piłem, żeby mi oddali papiery w Krakowie, ale się okazało, że to nie takieproste. Dali mi obiegówkę, żeby pozbierać podpisy, potwierdzające brak za-ległości, więc przyjechałem bez papierów do Wrocławia i o mały włos niewyleciałem, bo w seminarium regulamin był dość rygorystyczny.Podobno nie można było grać w ping-ponga?Można było, ale tylko w czasie przeznaczonym na rekreację. Jednego razugraliśmy w debla, było już po pierwszym dzwonku i o szesnastej każdy miałbyć przy biurku i przy książce, a nam jeszcze zostały do zdobycia tylko dwapunkty, bo ciągle się utrzymywał remis. Wybiła szesnasta, a my jeszcze niekończyliśmy i zobaczył nas ksiądz prefekt. Na drugi dzień przy obiedzie czy-tają, że do rektoratu mają się zgłosić: Roczniak, Rzeszutko, Skorusa, Świą-tek. Wchodzi pierwszy, zaraz wychodzi z rektoratu i mówi: „Wyrzucony”.Drugi: „Wyrzucony”. Pomyślałem sobie, że już nie mam co się tłumaczyć,tylko rektorowi mówię, że właściwie jeszcze papierów tu nie mam i nawetnie proszę o ich wydanie. Ksiądz Paweł Latusek mówi: „Zaraz, zaraz, poma-łu, nie tak nagle człowieku” i tylko mnie upomniał. Z tej czwórki tylkoja zostałem księdzem.Później został Ksiądz powołany do służby wojskowej...Tak, trzeci rok seminarium ukończyłem we Wrocławiu. Zacząłem czwartyw 1962 roku i w październiku wzięto mnie do wojska. Wtedy była taka liniaprogramowa władz partyjnych, że przez to wojsko na pewno wielu klerykówodejdzie z seminarium i mieli takie założenie, że jeśli dadzą po jednym lubdwóch kleryków do każdej jednostki, to atmosfera wojskowa na pewnoich stłamsi. W Warszawie była taka zasada, że kto by zrezygnował z semina-rium, to po roku służby mógłby odejść z wojska i przenieść się na dowolnestudia, bez egzaminów wstępnych, z zapewnieniem wszelkich stypendiów.Z naszego poboru poszło do wojska pięćdziesięciu siedmiu kleryków.4 Aktualnie: Uniwersytet Pedagogiczny im. Komisji Edukacji Narodowej.(Por. na: <http://www.up.krakow.pl/main/65lat/>).

18 Wywiad z Księdzem Prałatem Franciszkiem Skorusą_________________________________________________________________________Tylko jeden z nas – seminarzysta pierwszego roku – zrezygnował z semina-rium, a reszta wróciła. Tak go przerobili, że w Żołnierzu Polskim napisałartykuł, że dopiero wojsko otworzyło mu oczy na prawdę. Komuniścizorientowali się, że ten pomysł obrócił się przeciwko nim, bo w wielu jed-nostkach klerycy, zwłaszcza ci starsi, z wyższych lat, narobili zamieszania,szczególnie na zajęciach politycznych. Wystarczyło jedno, drugie pytanie,żeby te zajęcia nabrały jakiegoś uroku, bo zwykle te zajęcia były nudne, nie-którzy spali na stole, grali w karty... Któregoś dnia zajęcia z historii naszejjednostki prowadził dowódca kompanii. Opowiadał o naszej, IV DywizjiKościuszkowskiej, a ja go zapytałem: „Obywatelu kapitanie, tak słyszymytylko ciągle o tym wojsku na wschodzie, a ja słyszałem, że i na zachodziejakieś jednostki powstawały”. Odpowiedział: „To prawda, też powstały”.Potem jeszcze na innym wykładzie: „Obywatelu kapitanie, jak to jest z tymKatyniem?” Wtedy odpowiadać na takie pytanie… A on mówił bardzo spo-kojnie: „Kto pyta, to znaczy, że coś na ten temat wie, a kto nie wie, to niechsię pyta kogo innego”. Później nawet troszkę żałowałem, że postawiłem takiepytanie, bo dowódca kompanii okazał się bardzo mi życzliwym człowiekiem,wysłał mnie na kurs wojskowy, razem z lekarzem, panem Wierzbickim, choćkleryków, którzy nie rokowali nadziei dla Polski Ludowej, nie można było nataki kurs wysyłać ani powierzać żadnej funkcji. Było też trochę osób, nawetw tym pionie politycznym, którzy okazali mi dużo życzliwości.Z ich strony było to z pewnością duże bohaterstwo, może naweti ryzyko...Tak, to prawda... W mojej jednostce przez pewien czas czuwałem nad sprzę-tem, powierzonym mi przez szefa służby, który był absolwentem WojskowejAkademii Technicznej. Były to różne pojazdy, samochody, wszystkie urzą-dzenia, maszyny, całe warsztaty. Na koniec roku pracowałem, inwentaryzu-jąc cały ten sprzęt, żeby sprawdzić, co i w jakim jest stanie, dostawałemklucze, plombownice...A czy wojskowi rozmawiali z Księdzem o wierze, czy poruszalitakie tematy?Tak, robili to nie tylko żołnierze, ale i oficerowie. Niektórzy kombinowali,żeby jakoś spotkać się ze mną sam na sam, na takie nocne rozmowy, naprzykład załatwiając z dowódcą kompanii, żeby mnie wyznaczył na służbęnocną wtedy, kiedy oni mieli dyżur. Wychodziliśmy wtedy z dyżurki, boobawiali się, że jakiś podsłuch jest założony i spacerowaliśmy koło dyżurki,

Góral – Kapłan – Przyjaciel 19_________________________________________________________________________i rozmawialiśmy. Właściwie wszyscy narzekali, mówili: „kiedy to wszystkoszlag trafi?” Wtedy wszyscy musieli żyć przeciwko sobie, bać się o awanse,wzajemnie się podejrzewać. Było też tak, że jeden żołnierz na drugiegodoniósł, że tamten potajemnie dziecko ochrzcił i przez to na kilka lat musiałzapomnieć o awansach... Takie to były czasy. Pamiętam, że chcieli mnieskłonić do porzucenia seminarium także przez Koło Młodzieży Wojskowej5.Celem tej organizacji było przygotowanie członków partii PZPR-owi. Przy-szli po mnie, że się mam osobiście zgłosić na spotkanie i tak mówili:„A czemu Skorusa nie przychodzicie, przecież wiecie, że dzisiaj wybieramyprzewodniczącego?” A ja wtedy czasowo zastępowałem wcześniejszegoprzewodniczącego – Bakalarza – otwierałem klub żołnierski, prenumerowa-łem gazety dla jednostki, zajmowałem się korespondencją. Mówiłem: „Niesłyszałem, że kogoś wybierają”. A oni do mnie: „Ale wy już pełnicie funkcjęprzewodniczącego, przecież wiecie, że Bakalarz był przewodniczącym, więcwy też będziecie przewodniczącym”. Powiedziałem im: „Mogę być, ale niewiem, czy tak można, bo ja nie należę do tej organizacji”. A oni:„Ale będziecie należeć”. Zaprzeczyłem: „Nie, nie będę należeć”. Za karę,wysłali mnie na wykopki... Przed wyjazdem całą noc przegadałem z pewnymoficerem, który miał wyjeżdżać na studia. „Dotychczas miałem jedną drogęprzed sobą, partyjną. Od pewnego czasu jestem, o tutaj, na rozdrożu i niewiem, gdzie iść, jedna droga mi się tu rysuje, a druga gdzie indziej” – mówił.Między innymi takie rozmowy spowodowały, że z wojska wróciłem dopierozdecydowany zostać księdzem. Także wielu klerykom wojsko pomogło zde-cydować się, aby zostać w seminarium. Komuniści liczyli na to, że wieluz nas odpadnie, ale – jak pokazują statystyki – na pewno więcej by nasodpadło, gdyby nie takie przeszkolenie wojskowe.Kto jeszcze miał wpływ na Księdza powołanie?Jak już zaznaczyłem, na pewno był to nieżyjący już ksiądz Mądrzyk i jegopostawa życiowa. Zachwycały mnie też piękne liturgie, śpiewy łacińskie.W czasie seminaryjnej formacji Księdza odbywały się obrady SoboruWatykańskiego II. Jakie ma Ksiądz wspomnienia z lat sześćdziesiątych?5 Koło Młodzieży Wojskowej Sił Zbrojnych PRL – powołane 30 lipca 1958 r., organizacja tazastąpiła istniejący wcześniej Związek Młodzieży Polskiej, od 1973 r. SocjalistycznyZwiązek Młodzieży Wojskowej. (Por. Encyklopedia Popularna PWN, red. R. Łąkowski,Warszawa 1982, s. 720).

20 Wywiad z Księdzem Prałatem Franciszkiem Skorusą_________________________________________________________________________W latach 1962–1964 byłem w wojsku, a w tym czasie był właśnie sobór6.Jednym z jego owoców była encyklika Pacem in terris Ojca ŚwiętegoJana XXIII. Nawet komuniści ją czytywali na zajęciach politycznych, choćtwierdzili, że zanim ją ogłoszono, to papież ją wysłał do Kennedy'go, żebyją przejrzał... Pod koniec soboru, w 1965 roku, wróciłem na piąty rok semi-narium. Wtedy został też napisany słynny list biskupów polskich dobiskupów niemieckich. Spowodował on ogromną wrzawę. Były wiece prote-stacyjne, biskupów nazywano zdrajcami: „Jak to? My Niemcom mamy prze-baczać? Prosić o przebaczenie?” W tych czasach przyjaźń mogła być tylkoze Związkiem Radzieckim, a tu przyjaźń z Niemcami, wrogiem na śmierći życie. Wtedy po raz pierwszy w kościele we Wrocławiu, w katedrze, słysza-łem brawa. Potem były jeszcze inne, wielkie uroczystości, np. 25-lecie Odzy-skania Ziem Zachodnich, cały episkopat był we Wrocławiu, z prymasemWyszyńskim7 na czele. Msza Święta była z tyłu, za katedrą, zbudowaliśmyołtarz, a ja kierowałem konstrukcją. Władze próbowały nawet zagłuszyć ka-zanie... karetką, a prymas Wyszyński mówił: „Siostry i bracia: to też są nasibracia, taką mają służbę, to im zlecili, pozwólmy im wypełnić to, co im kaza-li”, bo ludzie chcieli tę karetkę przewrócić. Były to czasy ostrej walkiz kościołem, ale były też piękne chwile i piękna postawa ludzi.Przyszedł dzień święceń i pierwsze parafie...Tak, 24 czerwca 1966 roku. Ksiądz kardynał Kominek8 nie mógł wtedy byći święcił nas ksiądz biskup Andrzej Wronka9. Wtedy sufraganami byli wła-6 Dokładne daty to: otwarcie soboru – 11 października 1962 przez papieża Jana XXIII,zakończenie – 8 grudnia 1965 przez papieża Pawła VI. (Por. Kalendarium..., s. 172).7 Prymas Stefan Wyszyński (ur. 3 sierpnia 1901 r.w Zuzeli, zm. 28 maja 1981 r.w Warszawie) – od 1931 r. profesor w Wyższym Seminarium Duchownym we Włocławku,od 1946 r. biskup lubelski, 12 listopada 1948 r. mianowany przez papieża Piusa XIIarcybiskupem metropolitą gnieźnieńskim i warszawskim, w 1952 r. podniesiony do godnościkardynała. (Por. Stefan Kardynał Wyszyński Prymas Polski, red. J. Henne, Warszawa 1982).8 Kard. Bolesław Kominek (ur. 23 grudnia 1903 r. w Radlinie, zm. 10 marca 1974 r.we Wrocławiu) – od 1972 r. arcybiskup metropolita wrocławski, w 1973 r. podniesiony dogodności kardynała, współautor orędzia biskupów polskich do biskupów niemieckich.(Por. Encyklopedia. Wrocławia..., s. 371).9 Ks. bp Andrzej Wronka (ur. 21 października 1897r. w Biskupicach Zabarycznych,zm. 29 sierpnia 1974 r. we Wrocławiu) – biskup pomocniczy wrocławski w latach1957–1974. (Por. Encyklopedia. Wrocławia..., s. 925).

Góral – Kapłan – Przyjaciel 21_________________________________________________________________________śnie ksiądz biskup Andrzej Wronka, ksiądz biskup Wincenty Urban10, znanyhistoryk kościoła i kaznodzieja, i ksiądz biskup Paweł Latusek. Po święce-niach zostałem skierowany do Oławy. Tam pracowałem przez trzy lata.W 1969 roku poprosiłem o przeniesienie na mniejszą parafię, bo w Oławiesamych katechez było trzydzieści siedem godzin tygodniowo, ministrantówmiałem z cztery grupy, a zbiórki były co tydzień i bardzo solidne. Do tegojeszcze posługa w szpitalu, nocne wizyty u chorych, katechezy w Stanowi-cach. Bywało na przykład tak: o szóstej – pierwsza Msza, którą odprawiałproboszcz, o wpół do siódmej – odprawiał jeden ze starszych księży,a ja z drugim wikarym miałem Mszę o siódmej albo Mszę wieczorną. Cza-sami była już godzina ósma, a ja jeszcze byłem przy ołtarzu, bo się późniejzaczęła któraś z wcześniejszych Mszy. Nieraz śniadania nie zdążyłem zjeść,bo już do salki trzeba było iść, przyszedłem na obiad, ale wypadek był i doszpitala szedłem, ze szpitala prosto do salki, a katechezy były do dwudziestejpierwszej i dopiero potem kolacja. Z Oławy poszedłem do Lubawki. Prosi-łem, żeby mnie przenieśli na mniejszą parafię i może gdzieś w góry... Tamokazało się jeszcze trudniej. W pewnym momencie organista zrezygnowałz prowadzenia katechezy i trzeba było te katechezy podzielić między mniei drugiego katechetę, więc dzień był wypełniony – w tygodniu miałem czter-dzieści jeden godzin katechezy. Na nic nie starczyło mi czasu, ale było teżw tym dużo radości, także z opieki nad ministrantami. Mieliśmy dość dobredrużyny piłki nożnej. W Oławie graliśmy nawet z żołnierzami rosyjskimi.Grał z nami wtedy Włodziu Wołyniec11. W Lubawce byłem dwa lata, teżpoprosiłem o zmianę i przyszedłem do Wrocławia-Leśnicy. Tam byłem trzylata, znów poprosiłem o zmianę i trafiłem do Polkowic. Wikariat był wtedykadencyjny, trwał trzy lata, choć bywało, że księża zostawali jeszcze na dłu-żej, ale ja z każdej parafii odchodziłem na własną prośbę. Z Polkowictrafiłem do Legnicy, też byłem tam trzy lata i był już rok 1980.10 Ks. bp Wincenty Urban (ur. 13 lutego 1911 r. w Grodzisku Dolnym,zm. 13 grudnia 1983 r. we Wrocławiu) – profesor historii kościoła, patrologii oraz historiisztuki, archiwista, w latach 1967–1983 biskup pomocniczy wrocławski, wikariusz kapitulnyarchidiecezji wrocławskiej w latach 1974–1976. (Por. Encyklopedia Wrocławia..., s. 872).11 ks. Włodzimierz Wołyniec (ur. 1 stycznia 1961 r. w Oławie) – dr hab. teologii, w latach1991–1992 notariusz Metropolitarnej Kurii Wrocławskiej, w latach 1992–1994 duszpasterzakademicki przy Centralnym Ośrodku Duszpasterstwa Akademickiego, w latach 1994–1999prefekt, a następnie ojciec duchowny Metropolitalnego Wyższego Seminarium Duchownegowe Wrocławiu, od 2004 r. prorektor do spraw studenckich Papieskiego WydziałuTeologicznego. (Por. na: <http://www.wolyniec.archidiecezja.wroc.pl/wew.php?id=1>).

22 Wywiad z Księdzem Prałatem Franciszkiem Skorusą_________________________________________________________________________Czy to wtedy zaczął Ksiądz pracować we Wrocławiu?Właściwie tak. Przyszło do mnie wezwanie, żebym się zgłosił do biskupa.Sufraganem wrocławskim był ksiądz biskup Tadeusz Rybak12. Na spotkaniupowiedział do mnie: „Księże Franku, przeniesiemy księdza do Głębowic”.Ja nie wiedziałem, co to te Głębowice, ale biskup tak powiedział do mnie:„Tam też są ludzie i ktoś musi iść”. A ja mówię: „Proszę księdza biskupa,musi nie musi, jak się człowiek zdecydował być księdzem, to nie ma co mó-wić, tylko proszę podać adres, gdzie to jest”. Byłem tam rok czasu. To byłamoja pierwsza placówka proboszczowska. Parafia miała tylko dziewięćsetczterdzieścioro ludzi, ale miałem tam tyle radości, jak nigdy przedtem ani jużpotem. Codziennie schola śpiewała, z wiosek przychodziły dzieci, wstawałyo szóstej rano i nie czekały na bonanzę, która ich woziła, tylko szły pieszo,żeby na Mszę Świętą zdążyć. Wszyscy chłopcy ze wsi byli ministrantami. Pojakimś czasie ksiądz biskup Tadeusz Rybak, przy jakiejś okazji odwiedziłmnie i zastał mnie przy pracy nad remontem podłóg. Potem przyjechał znów,mówiąc, że jest propozycja, żeby tam zrobić dom rekolekcyjny, na różnespotkania, w obiekcie poklasztornym po karmelitach. Ostatecznie jednakzaproponował, żebym zaczął pracę jako pomocnik księdza kanonikaOberca13 we Wrocławiu, na Muchoborze Wielkim, a potem prowadził budo-wę kościoła na Nowym Dworze. To był rok 1981. Wtedy pierwsza „Solidar-ność” jeszcze działała, także Nowy Dwór się załapał na pozwolenie na bu-dowę za jej czasów, kiedy partia dosyć mocno była osłabiona. Zamieszkałemwięc w starej kaplicy, ale byłem wikarym Muchoboru Wielkiego. Przez dwalata pracowałem w dość trudnych warunkach. Do salek katechetycznych przyGreckiej przychodził cały Nowy Dwór. Zwłaszcza zimą było bardzo ciężko.Latem z kolei jak tylko dzieci weszły, to za chwilę już człowiek cały był spo-cony, tak było gorąco. Gdy zamieszkałem tutaj, to Msza była tylko razw tygodniu, a z upływem czasu, chociaż byłem wikarym MuchoboruWielkiego, to zaczęliśmy już w niedzielę i w tygodniu trzy Msze odprawiać.12 ks. bp Tadeusz Rybak (ur. 28 października 1929 r. w Milanówku) – biskup pomocniczywrocławski w latach 1977–1992, biskup diecezjalny legnicki w latach 1992–2005, od 2005 r.biskup senior diecezji legnickiej. (Por. Encyklopedia. Wrocławia..., s. 717).13 Ks. Aleksander Oberc (ur. 29 marca 1910 r. w Jaśle, zm. 2 stycznia 1992 r. we Wrocławiu)– w latach 1967–1987 proboszcz Parafii św. Michała Archanioła na Muchoborze Wielkim.(Por. 25-lecie Parafii Matki Bożej Nieustającej Pomocy, red. J. Inglot, E. Koziarzewski,W. Partyka, Wrocław 2008, s. 175–182).

Góral – Kapłan – Przyjaciel 23_________________________________________________________________________Po dwóch latach pojechałem do księdza arcybiskupa Gulbinowicza14, żebyprosić o podjęcie nowej decyzji, bo już nie mogliśmy z księdzem kanonikiempracować w jednej parafii. I arcybiskup powiedział, że skoro już mieszkamna Małym Muchoborze, a tam też będzie trzeba zacząć budowę, to zostanę naMałym Muchoborze. W ten sposób została podzielona parafia MuchobórWielki, do której należał wtedy Mały Muchobór i Nowy Dwór. I tak dnia7 marca 1983 roku powstała Parafia Matki Bożej Nieustającej Pomocy.Wtedy był tam taki budyneczek cztery na sześć metrów, który pełnił funkcjępunktu katechetycznego. Jednocześnie mieszkał tam pan Tadziu Pawłowiczi doglądał kaplicy: otwierał, zamykał. W pracy pomagał mi wtedy ksiądzGłówka15, wtedy jeszcze wikary Muchoboru Wielkiego, któremu ksiądzkanonik Oberc wynajął mieszkanie w bloku rotacyjnym.Jakie były dalsze losy nowej parafii?Najpierw bez żadnego pozwolenia, rozbudowaliśmy budynek, w którym byłydwie salki katechetyczne i zakrystia. Wokół budowy zgromadziło się wtedydużo ludzi, powstał komitet budowy, ludzie ofiarnie zbierali podpisy, zawo-zili te podpisy do urzędów i tak właściwie od 1983 roku przez sześć lat cho-dziliśmy, walczyliśmy, czekaliśmy godzinami, żeby te pisma komuś złożyć.Oddanie, pobożność i gorliwość ludzi była wielka – stali wokół kaplicy czyto zima, czy lato, nie przeszkadzało im ani zimno, ani ciepło. Dopiero jakkomuna zaczęła się chylić ku upadkowi, to urząd wyznaniowy dał nam loka-lizację na skrzyżowaniu ulic Rogowskiej i Strzegomskiej. Wtedy trochęudawałem, że weźmiemy ten plac, choć jasne było, że dla parafii plac naskraju osiedla jest do niczego. W miejscu, gdzie stoi teraz kościół, miał byćdom pogodnej jesieni, czyli dom starców. Ogrodzili najpierw takimi szta-chetkami ten plac, ale dzieci było wtedy dużo na osiedlu, a sztachetki się14 Kard. Henryk Gulbinowicz (ur. 17 października 1923 r. w Wilnie) – w latach 1968–1970rektor w Wyższym Seminarium Duchownym „Hosianum” w Olsztynie, od 1975 r.arcybiskup metropolita wrocławski, w 1985 r. wyniesiony do godności kardynalskiej,od 2004 r. arcybiskup senior wrocławski. (Por. Z Wilna do Wrocławia. Z kardynałemHenrykiem Gulbinowiczem rozmawia Rafał Bubnicki, Wrocław 2008).15 Ks. Henryk Główka (ur. 14 kwietnia 1950 r. w Oleśnicy) – w latach 1982–1987 pracowałjako wikariusz w parafii na Muchoborze Małym, gdzie szczególnie dużo czasu i zapałupoświęcił ministrantom, od 1994 r. proboszcz w Kamieńcu Ząbkowickim oraz dziekan,od 2003 r. proboszcz w Jaksonowie. (Por. 25-lecie..., s. 138–140).

24 Wywiad z Księdzem Prałatem Franciszkiem Skorusą_________________________________________________________________________przydawały do zabawy i dzieci rozebrały ten płot. Urząd wyznaniowy posą-dzał mnie, że to ja zrobiłem. Potem drugi płot zrobili z siatki, ale dzieciz siatką sobie też poradziły... Wcześniej, gdy jeszcze byłem wikarym, po-wstał pomysł, żeby tu na tym terenie urządzić plac zabaw dla dzieci. Sprawadoszła nawet do ministerstwa, a urzędnicy znów myśleli, że ja mam taki plan:najpierw plac zabaw, a potem plac pod kościół.Czy z rozpoczęciem budowy były jeszcze jakieś inne trudności?Tak, na przykład gdy organizowaliśmy pierwsze Boże Ciało, zbudowaliśmytaki ołtarz: krata, gruby łańcuch, mocna kłódka, a łańcuch rozerwany. Zarazpo Bożym Ciele w piątek, jemy śniadanie, przychodzi dwóch panów po cy-wilnemu: „Ksiądz Skorusa?” Potwierdziłem. „Mamy polecenie doprowadzićksiędza na Łąkową”. „No a co się stało?” „My nic nie wiemy, my tylkomamy takie zadanie. Ksiądz pójdzie dobrowolnie czy siłą mamy księdzadoprowadzić?” No i ja mówię: „A śniadanie mogę dokończyć?” „Proszędokończyć”. „Mam brać jakieś rzeczy?” „My nic nie wiemy, my tylko poksiędza”. Zawieźli mnie na miejsce czarną Wołgą, posadzili mnie i kazaliczekać. I tak tam siedziałem, nikt ze mną nie rozmawiał. Dopiero po półtorejgodzinie przyszedł jeden młody, a drugi taki w moim w wieku i pytają mnie:„Proszę księdza ta wczorajsza uroczystość to była impreza nie religijna, tylkopolityczna. W kraju idzie normalizacja, w 1983 roku skończył się stan wo-jenny, a ksiądz buntuje ludzi”. Ja mówię: „Nie wiem, na czym ten bunt pole-ga. Był pan na procesji. Gdzie był ten bunt?” Powtórzyłem im kazanie, mó-wiłem, że wyjaśniałem ludziom, czym jest procesja, że jest to postępowanieza kimś i że my pójdziemy za Panem Jezusem, a jeśli za Nim chcemy iść, tomusimy pamiętać słowa: „Ja wam powiadam, miłujcie nawet nieprzyjaciół”,więc nie pójdziemy tak jak na plakatach mamy narysowane, z uniesioną pię-ścią, tylko mamy iść z rękami złożonymi. Zapytałem tego młodego: „Byłotak?” „No było tak” – kiwnął głową. No to pytam się: „To gdzie tu jest bunt?Kto tu jest buntowany?” „No, ale przecież nie możemy oficerowi zarzucaćkłamstwa”. A ja na to: „Kłamstwa mu nie zarzucam, tylko widzę, że onw ogóle nie zrozumiał, o co chodzi w tym kazaniu. Jak wy go wysyłacie tyl-ko raz do roku na Boże Ciało, to się nie dziwię, że człowiek nie wie, o cochodzi”. „Tym razem nam się ksiądz wymknął”. „Wcale się nie wymykałem,jak chcecie, to będę tu siedział, jak zamkniecie, to będę siedział”. A wtedy onmówi: „Widzę, że ksiądz lekko traktuje tę sprawę i się w ogóle nie przejmu-je”. A ja na to: „Nie przejmuję się, bo gdybym okradł kogoś, zgwałcił kogoś,to byłaby głupia sprawa, ale ja tu nie widzę żadnego powodu do tego, by się

Góral – Kapłan – Przyjaciel 25_________________________________________________________________________przejmować”. Te lata upłynęły właśnie na takich kontaktach z urzędnikami.Potem przyszedł rok 1988 i urzędnicy bardzo uprzejmie rozmawiali ze mną,bo już wiedzieli, co się w Polsce szykuje. Jeszcze nie całkiem plac należał donas, ale zaczęliśmy już porządkować, wywozić śmieci i robić pustaki,z których wybudowaliśmy zaplecze. I w 1989 roku, w maju, zaczęliśmy wy-kop pod dom na ulicy Greckiej, a w 1991 roku już tam zamieszkaliśmy.W 1992 roku rozpoczęliśmy wykop pod kościół. W tym czasie wiele pomocydoświadczyliśmy od pana Czesia Nahrebeckiego, pana Janusza Bartosiewi-cza, którzy mieszkali przy Greckiej i zajmowali się pomiarami. Tak pomalut-ku, pomalutku postępowała budowa. Myślę, że całkiem inaczej by ta budowaszła, gdyby Opatrzność Boska nie postawiła na naszej drodze Wojtka Skoru-sy, bo najcięższe prace, skomplikowane zbrojenia i pomysły tośmy już opra-cowywali razem. Szukaliśmy nawet zbrojarzy z wielkiej budowy, którzy bylina eksporcie w Niemczech. Kiedy pokazaliśmy im projekty, nie wiedzielinawet, od czego zacząć. Musieliśmy sobie radzić sami i z Wojtkiem siedzie-liśmy nieraz do drugiej, trzeciej godziny w nocy, i patrzyliśmy w te obrazki,szukając rozwiązań. Przy okazji przypomniało mi się jedno wydarzenie.Któregoś dnia na placu wyginałem pręty na wyginarce, a było już po zmroku.Przyszedł jakiś gość, a ja byłem już ubrudzony od pracy, i zaczepił mnie:„Nie widział pan proboszcza tutaj gdzieś?” „Widziałem, tam gdzieś chodzikoło plebanii” – no bo sobie myślę: „Jak ty nie wiesz, z kim maszdo czynienia...”I tak szczęśliwie bez wypadków poszła i budowa tego domu, i kościoła. Lu-dzie przychodzili do pracy, sami byśmy nie mogli za wszystko zapłacić. Wie-le osób wspomagało nas ofiarami. Tak szczęśliwie się złożyło, że jeszczei ja miałem troszkę z innych źródeł, głównie z Ameryki. Także specjalnienigdy za długo nie zalegaliśmy nikomu z płatnościami.A jakie ma Ksiądz wspomnienia wojenne, bo w końcu urodził się Ksiądzw czasie wojny?Tak właściwie Niemców nie pamiętam. Wspominam, jak nas Rosjanie wy-siedlili z domu, ale nie gdzieś na inną wioskę tylko do sąsiedniego domu.Mieszkaliśmy tam, ale nie pamiętam jak długo. Z samej wojny nie zapamię-tałem zbyt wiele. Z Powstania Warszawskiego pamiętam, że do Zakopanegoprzywozili rannych i nawet jednego z powstańców przyjmowaliśmy u nas.Ma Ksiądz jeszcze w Chochołowie znajomych z dzieciństwa?Spotykacie się?

26 Wywiad z Księdzem Prałatem Franciszkiem Skorusą_________________________________________________________________________Byłem bardzo zaprzyjaźniony z Tadkiem Wetulą, jego ojciec był urzędni-kiem, zabiegał o to, żebyśmy się razem uczyli i zaprzyjaźniliśmy się przez tęnaukę, choć za dużo czasu nie miałem na książki, bo trzeba było krowy paść.Tadek zmarł w 2008 roku, po długiej chorobie. Jeden z kolegów mieszkaw Stanach Zjednoczonych i kiedyś mnie tu raz czy drugi odwiedził, a naj-bliższy sąsiad to dosyć szybko umarł. Większość osób rozleciało się po świe-cie, chyba któraś z dziewcząt została w Chochołowie. Wtedy dzieciństwobyło inne, nie siedzieliśmy przy telewizorze, bo nie było telewizorów, przy-chodzili ludzie zwłaszcza już tak po omłóceniu owsa, bo przeważnie owiesbył młócony i sama młócka to dla dzieci była radość, bo można było na tesnopki skakać. Jeździliśmy na sankach, na nartach, nawet własnej roboty.Bywało tak, że czasami człowiek nawet boso się poślizgał. Na moim po-dwórku była taka góreczka, tośmy tam ślizgawkę zawsze robili, czasemczłowiek boso wyskoczył z domu, boso się ślizgnął i uciekał, to było późniejciepło w nogi. Myślę, że radości było dużo więcej niż teraz dzieci mają.Sport jakoś tak spontanicznie się rozwijał. Czekałem, kiedy tylko wiosnaprzyjdzie, żeby gdzieś w piłkę zagrać.Po górach Ksiądz chodził?Nasz kierownik szkoły podstawowej, pan Jan Pluciński, był przewodnikiemtatrzańskim, więc i Dolinę Chochołowską, i Kościeliską, i takie bliższeszczyty tośmy schodzili – to trzeba przyznać. Dopiero w ogólniaku już takiewiększe szczyty próbowaliśmy. Potem jak w seminarium byłem, to ktoś tamprzyjechał do Chochołowa, zachęcał, żebyśmy szli w góry, a ja za bardzo niemiałem czasu, bo trzeba było pomagać przy gospodarce. Od czasu do czasu,gdy przyjechało pięciu czy sześciu kleryków, mówiłem: „No to dzisiajidziemy grabić siano, a jutro idziemy w góry”. Potem już też jako księżachodziliśmy. Gdy ksiądz Ratajczak16, będący ojcem duchownym w semina-rium, przyjeżdżał z klerykami do Chochołowa, to im towarzyszyłem w wy-prawach… Potem byłem w górach parę razy z ministrantami z Muchoboru.16 Ks. Mirosław Ratajczak – ur. 18 sierpnia 1943 r. w Jabłonnie, Kanonik GremialnyKapituły Metropolitalnej Wrocławskiej, wikariusz biskupi, święcenia kapłańskie przyjął,podobnie jak Ksiądz Prałat Franciszek Skorusa, 24 czerwca 1966 r., w latach 1978–1991ojciec duchowny w Metropolitalnym Wyższym Seminarium Duchownym we Wrocławiu,od 1991 r. proboszcz Parafii św. Henryka we Wrocławiu.(Por. na:<http://swhenryka.archidiecezja.wroc.pl/duszpasterze.html>oraz <http://www.archidiecezja.wroc.pl>).

Góral – Kapłan – Przyjaciel 27_________________________________________________________________________Kto Księdzu przekazywał wiarę?W tych czasach nie było tak, że ktoś specjalnie wiarę przekazywał, wtedybyło tak: masz się modlić i koniec. Teraz chyba się to zmieniło, ale to co zda-ją teraz dzieci do Pierwszej Komunii Świętej, to w góralskich rodzinachprzed pierwszą klasą każdy umiał doskonale, dlatego że od małego modlili-śmy się na kolanach, mama tylko przypominała: „To jeszcze to...” – podpo-wiadała nam. Czasem dosyć długo trzeba było klęczeć, bolały kolana.Nie uczyliśmy się z książeczki, bo każdy z domu umiał to, co dzisiaj zapisujesię w książeczkach. Dzisiaj dzieci zdają egzamin przed Bożym Narodzeniem,a jak przed komunią zapytam, to mówią mi: „No proszę Księdza, ja to jużzdałem”. A ja pytam się: „A po co się uczyłeś? Po to, żeby zapomnieć?”Tam, w góralskich rodzinach to było codzienne, prawie cały pacierz mówiłosię wieczorem, a rano krócej przed pracą.A jakie zwyczaje czy tradycje góralskie Ksiądz pamięta?Przy przygotowaniu do Wielkanocy post był rzeczywiście postem.W Cichym – sąsiedniej wiosce – była olejarnia i tam się zawoziło siemięlniane. Wycisnęli tam jedną lub dwie bańki oleju i tylko się tym przyprawiałozupę czy kapuśniak, czy inne potrawy.Mięsa zupełnie się nie jadło?No pewnie. Jak post to post.Przez całe czterdzieści dni?Tak. Potem się świnie zabijało na święta, na Boże Narodzenie i na Wielka-noc. Nie było też tak, że są święta, a u spowiedzi ktoś nie był. Wyjeżdżali-śmy w pierwszy dzień orać, to kropiło się konie i narzędzia rolnicze, krzyżsię robiło przed końmi, poświęcone palmy w Niedzielę Palmową pod pierw-szą skibę się kładło. Myślę, że tam, gdzie jeszcze dzisiaj człowiek jest zwią-zany z ziemią, to tak mu bliżej do Boga, bo ma do czynienia z tym, co jestdziełem Boskim. Wtedy się mówiło, że się hoduje, a teraz się mówi, że sięprodukuje mięso. Dopiero jak jakaś klęska jest, to sobie przypominamy, żeKtoś jednak rządzi tym światem i świat do Kogoś należy. Kiedyś słyszałemtaką opowieść... Po wojnie wsiadła starsza pani do tramwaju (wtedy bywałotak, że i w tramwaju mówili „Pochwalony Jezus Chrystus” i ludzie odpowia-dali). I ta pani tak właśnie pozdrowiła pasażerów i nie spotkała się z odpo-wiedzią. Wówczas tak do nich powiedziała: „Nie tak dawno, kiedy bomby nanas leciały, kiedy łapanki były, to nie było innego pozdrowienia tylko to:

28 Wywiad z Księdzem Prałatem Franciszkiem Skorusą_________________________________________________________________________«Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus», a teraz już zapomnieliście o tympozdrowieniu?” Potem jeszcze raz: „Niech będzie pochwalony JezusChrystus”. Odpowiedzieli wszyscy.Mamy jeszcze pytanie dotyczące liceum. Czy księdza kardynała DziwiszaKsiądz zna z liceum, czy skądinąd?Ksiądz kardynał był rok starszy ode mnie. Ponieważ on mieszkał w Rokici-nach i jakoś tam dochodził na stację kolejową i stamtąd dojeżdżał, więc nazimę tylko zamieszkiwał w internacie, a jak przychodziła wiosna, to znówdojeżdżał. Ja mieszkałem cały rok w szkole, więc z internatu się znamy, zeszkoły też.Ksiądz kardynał grał w ping-ponga?On to raczej nauki pilnował, a ja byłem w takim środowisku, w którym siędosyć trudno było uczyć. Czasem już naprawdę się chciałem uczyć, ale jakośtak skumplowałem się z takim z sąsiedniej wioski, z Cichego. On mieszkałna stancji, był rok starszy ode mnie, ale na tej stancji jakoś tak nie bardzo sięuczył i jego matka postanowiła, że go da do internatu, ale on i w internaciesię nie chciał uczyć.Czy Ksiądz kiedyś tęsknił za Podhalem, za Chochołowem?Gdy w internacie mieszkałem, to niewątpliwie tak. Nawet jak przyszła jesieńi były wykopki, to tęskniłem za domem, choć prace w gospodarstwie byływtedy dosyć mozolne, padał zwykle deszcz i się marzło. Było też przyjem-nie, bo piękne dni były, ziemniaki się piekło, schodziliśmy się, bawiliśmy się.Potem jak już były zwyczajne dni, to jechałem w poniedziałek dopiero doszkoły, bo byli też i inni, którzy w niedziele wieczorem jechali, a mnie sięjakoś nie chciało z tego domu wyjeżdżać. Z Wielkanocnych Świąt później doseminarium to nawet dosyć chętnie jechałem, ale z Bożego Narodzenia nigdymi się nie chciało. Wtedy było naprawdę ładnie, to były prawdziwe zimy,a do tego wesela były przeważnie w zimie. Czasami jak dojechałem doMyślenic, to już śniegu nie było na drodze, zaczynała się taka chlapa,a w Krakowie już nie było śniegu... Czułem się jak Indianin w rezerwacie.A z Wrocławia na Podhale tęsknił Ksiądz?Nie wiem dlaczego, ale Wrocław zrobił na mnie lepsze wrażenie. Więcejbyło przestrzeni, było dużo placów, takich pustych jeszcze, choć kiedyśprzed wojną były zabudowane. Miałem tu jakąś taką większą przestrzeń, misię to bardziej podobało. Kraków z tymi wąskimi uliczkami tak mnie jakoś

Góral – Kapłan – Przyjaciel 29_________________________________________________________________________do melancholii doprowadzał. Wszyscy się dziwią, że Kraków, przecież ład-ny, zabytki, to, tamto, a mnie się Wrocław bardziej spodobał, lepiej się tutajczułem.Gdyby miał Ksiądz wymienić ludzi, których darzy Ksiądz niezwykłymszacunkiem, którzy byli dla Księdza autorytetami, to o kim Ksiądzwspomniałby?Pamiętam, jeszcze w podstawówce czasem byłem zły na kierownika szkoły,ale jak byłem w ogólniaku, to już wtedy wiedziałem, że to był dla mnieczłowiek bardzo życzliwy i jak mnie pędził czasem, to po to żeby mnie donauki skłonić. Potem w średniej szkole u nas katechezę miał ksiądz dr Stani-sław Kudelski. Do dzisiaj mam te zeszyty, cały stukartkowy zeszyt zapisanyi jeszcze szesnastokartkowy linijka w linijkę. Dawał nam na maszynie napi-sane to, co wykładał i myśmy to w ciągu tygodnia przekazując sobie, musieliprzepisać i on pytał potem nas na lekcjach. Niektóre rzeczy to już z domupamiętałem, bo historie biblijne opowiadała nam mama, z pięknej książkiz ilustracjami. W każdą niedzielę mama, już chorowita, jak przychodziliśmyz kościoła, najpierw zanim się jadło obiad, pytała: „No to o czym byłaEwangelia?” Co niedzielę, musiał człowiek słuchać. Potem, jeszcze po obie-dzie, mama siadała, brała tę książkę i czytała nam. Na pewno ważne byłorodzeństwo, rodzina. Tak obserwuję z czasem, że w rodzinie ważne jest to, żenawet gdyby wszyscy mnie przekreślili, to jest ktoś, dla kogo mam znacze-nie. W seminarium każdy profesor był dla mnie autorytetem, to byli ludzieszanujący się i wymagający od nas, później człowiek widział, że mieliwpływ, chociaż wtedy tak różnie się mówiło. Miał z nami też propedeutykęteologii brat Jerzego Turowicza (byłego redaktora naczelnego TygodnikaPowszechnego), Julian17. Był dla mnie także autorytetem, umiał przedstawićte sprawy elegancko… W Krakowie i we Wrocławiu uczył mnie też ksiądzKazanowski18. Dużymi autorytetami już na parafiach byli dla mnie zawsze17 Właściwie ks. Juliusz Turowicz (ur. 1904 r., zm. 1988 r.) – długoletni profesor liturgiiw Metropolitalnym Wyższym Seminarium Duchownym w Krakowie, gdzie w latach1948–1949 był wicerektorem. (Por. na: <http://www.opoka.org.pl/biblioteka>oraz <http://www.wsd.diecezja.krakow.pl>).18 Ks. Zbigniew Kazanowski (ur. w 1927 r. we Lwowie, zm. w 2001 r. we Wrocławiu)– wykładowca przedmiotów biblijnych w Seminarium Duchownym w Krakowiei w paulińskim Studium Teologicznym; od 1961 r. wykładowca w Seminarium Duchownymwe Wrocławiu, od 1984 r. kapelan Ojca Świętego.(Por. na: <http://wsa.dbc.wroc.pl/biogramy/dane/976.html>).

30 Wywiad z Księdzem Prałatem Franciszkiem Skorusą_________________________________________________________________________prości ludzie, których życie wiarą było prawdziwe, spotkanie z takimi ludźmiczłowieka mobilizowało i zachęcało do pracy. W Oławie to był kościelnyi taki drugi do pomocy. Jeszcze tacy starsi bracia przychodzili do zakrystii naMsze Święte i jak trzeba było, to pomagali oraz do pracy, jak trzeba było, toprzychodzili. Jeden z nich mówi kiedyś: „Proszę księdza każdy ksiądz z se-minarium przychodzi dobry, tylko go potem ludzie niektórzy psują, musiksiądz uważać”. Później tak patrzyłem na siebie i na kolegów, to rzeczywi-ście są w najlepszej wierze, a jakoś tak się zmieniają. Także na każdej parafiidużo prostych ludzi było i jest dla mnie autorytetem.A jak wspomina Ksiądz Karola Wojtyłę, później papieża Jana Pawła II?Pierwsza konsekracja biskupia, jaką widziałem, to właśnie konsekracjaKarola Wojtyły. Mieliśmy z nim wykłady, dziewięćdziesiąt minut, potemprzerwy trochę było i jeszcze czterdzieści minut. Wojtyła nosił na szyi bisku-pi łańcuch, chwytał się tak za niego, chodził po sali i mówił. Trzeba byłouważać niesamowicie, bo wykładał nam principia czyli podstawowe zasadyteologii. Umiał też rozluźnić atmosferę, coś opowiedział czy to z parafii, czyz życia kościoła, czy coś tam, co się dzieje w świecie i znów. To dopiero byływykłady...Czy obraz Matki Boskiej Nieustającej Pomocy był dla Księdza szczegól-nie ważny, bo w Chochołowie też był, prawda?Tak, tak. Myślę, że nie tylko górale, ale i wszyscy Polacy idą do Pana Jezusapod przewodnictwem Matki Najświętszej. Obraz ten już wisiał i był w ołta-rzu w starej kaplicy na Muchoborze, więc pomyślałem, że nie można go usu-nąć i został przeniesiony do nowej kaplicy, a potem do kościoła. Jest to obrazw takim samym wymiarze, jak oryginał w Rzymie, taki sam, jak ikona, przyktórej ustanowiono nowennę. Wywiad w sierpniu 2008 r. przeprowadzili: Jan Inglot, Edward Koziarzewski, Wojciech Partyka.

CZĘŚĆ DRUGAWYWIADY I WSPOMNIENIA



Rodzina i dzieciństwo 33___________________________________________________________________JESTEŚ WZROSTEM MAŁY, ALE WIELKI DUCHEM Wywiad z Karolem SkorusąByło Was aż dziewięcioro. Franciszek był jednym z młodszych dzieci.Jak układały się relacje pomiędzy Wami?Był siódmym dzieckiem wśród rodzeństwa. Najstarsza – Agnieszka, Jan,Stanisław, Aleksandra, Ludwina, Andrzej, Franciszek, Karol i Maria. Wszy-scy byli bardzo ze sobą zżyci i razem zgodnie współpracowali.Zostańmy jeszcze przy życiu rodzinnym. Bardzo szybko przyszło Wamsię zmierzyć ze śmiercią rodziców. Ojciec zmarł, gdy Franciszek miałsiedem lat – w 1947 roku, matka w 1954 roku. Jak radziliście sobie w tejsytuacji? Kto organizował życie rodzinne?Po śmierci rodziców życie rodzinne organizowali najstarsi, którzy pozostaliw domu czyli Stanisław, Aleksandra, Ludwina i Andrzej. Jednak najważniej-szą rolę pełniła Aleksandra – dla najmłodszych: Franciszka, Marysi i dlamnie – zastępowała matkę. Musiała dopilnować wszystkich ważnych spraw,takich jak dysponowanie pieniędzmi, kupowanie odzieży czy płacenie podat-ków. Dbała też o to, abyśmy codziennie wspólnie odmawiali pacierz.Agnieszka i Jan nie mieszkali wtedy z nami – mieli już własne rodziny.Jak wyglądało Wasze życie codzienne w Chochołowie? Czy wśród licz-nych prac na gospodarstwie był czas na odpoczynek?Chochołów zaraz po wojnie był bardzo biedną wsią, świadczyła o tymchoćby drewniana zabudowa, dzięki której miejscowość dziś jest skansenem.Z biegiem lat wieś się rozrastała. Przybywało domostw, także tych bogat-szych. Jednak głównym źródłem utrzymania była nadal praca w gospodar-stwie. Wolnego czasu nie było więc dużo, bo obowiązki pochłaniały prawiecałe popołudnia. Franciszek chętnie we wszystkim pomagał. Na zabawachpublicznych nie bywał, czasami tylko wyskoczył pograć w piłkę. Karol Skorusa – młodszy brat Księdza Prałata, urodzony 28 marca 1943 r.w Chochołowie. W 1993 r. wyjechał do Stanów Zjednoczonych z całą rodziną i mieszka tamdo dziś.

34 Wywiad z Karolem Skorusą_________________________________________________________________________Obecnie na Podhalu prężnie działa Związek Podhalan, który obecniew wielu wsiach prowadzi śpiew i taniec dla dzieci i młodzieży. Czy zarazpo wojnie również tak było?Związek Podhalan działał wówczas tylko w czasie rocznicy PowstaniaChochołowskiego, czyli 22 lutego. Dopiero w późniejszym czasie związekrozwinął swoją działalność na większą skalę. Gdy Franciszek był już księ-dzem brał udział w tych uroczystościach. Był na nie chętnie zapraszany.Odprawiał Mszę Świętą i uczestniczył podczas oddawania hołdu powstań-com przy pomniku Powstańców Chochołowskich.Jak mały Franciszek radził sobie w szkole?Od dzieciństwa był bardzo pracowitym i spokojnym dzieckiem, dlategonigdy nie miał problemu z nauką. Jego nienaganne zachowanie i skrupulat-ność w wypełnianiu obowiązków uczniowskich wielokrotnie były zauważonew szkole. Na zakończeniu roku szkolnego klasy siódmej kierownik szkołyJan Pluciński powiedział Mu: „Jesteś wzrostem mały, ale wielki duchem”.Postanowił kontynuować naukę w szkole średniej, co jednak wiązało sięz wyjazdem z Chochołowa na stałe. Czy każda młoda osoba miałamożliwość dalszej nauki?Ucząc się w szkole średniej, mieszkał w internacie w Nowym Targu. Czasa-mi przyjeżdżał do domu na niedzielę. W czasie wakacji ciężko pracowałz rodzeństwem w polu i w domu, a wszystkie prace polowe wykonywanebyły wówczas ręcznie. Maszyn jeszcze wtedy nie było.W tamtych czasach mało kto ze wsi wybierał się do szkoły. Prac państwo-wych nie było zbyt wiele, a pracy na roli nigdy nie brakowało, dlategomłodzież pozostawała na gospodarce.Jak wyglądała jego droga do powołania?Od małego chłopaka był ministrantem w kościele pw. św. Jacka Odrowąża.Kiedy poszedł do szkoły, to niektórzy ludzie ze wsi mówili: „To będzieksiądz”. Jednak o wyborze szkoły zdecydował sam. Rodzina bardzo sięwtedy ucieszyła. Wywiad w kwietniu 2011 r. przeprowadził Piotr Łącki.

Pierwsza parafia 35___________________________________________________________________ WSPOMNIENIE O KSIĘDZU PRAŁACIE FRANCISZKU SKORUSIE Z JEGO PIERWSZEJ PARAFIIBył rok 1966. Do naszej ówczesnej Parafii pw. Matki BożejPocieszenia przybył nowy wikariusz. Był nim neoprezbiter KsiądzFranciszek Skorusa. Proboszczem parafii był wówczas ksiądz prałatFranciszek Kutrowski, bardzo zasłużony dla parafii kapłan i bardzo cenionyprzez swoich parafian, ale nie o nim tu mowa… Ksiądz Skorusa, Ksiądz Franiu – jak wkrótce o Nim zaczęliśmy mó-wić – bardzo szybko zyskiwał sympatię ludzi, z którymi się stykał, międzyinnymi mojej rodziny i w końcu moją. Była to sympatia i zarazem szacunekchłopca siedmio-, ośmioletniego, bo tyle lat wtedy sobie liczyłem. Wiedzieliśmy, że jest góralem, że pochodzi z Chochołowa kołoZakopanego, gdzie ma rodzinę i już ten fakt czynił go kimś ciekawym, in-nym, ale nie to było najważniejsze. Najważniejsza była Jego osobowość, Je-go humor, którym zawsze tryskał, Jego uśmiech i dobre słowo, które miał dlakażdego. Poznaliśmy Go bliżej, ponieważ najpierw mój brat Marek, a potemi ja, po przystąpieniu do Pierwszej Komunii Świętej, staliśmy się jego podo-piecznymi. Wtedy nasze kontakty bardzo się zacieśniły i zaczęliśmy corazczęściej się spotykać na zbiórkach ministrantów, przy okazji wspólnych wy-jazdów, które organizował, czy choćby na boisku sportowym, bo i na tejpłaszczyźnie umiał znaleźć z nami wspólny język i uczył nas godnej, uczci-wej rywalizacji. Dobrze grał w piłkę nożną, mimo „gwoździa” w kości poprzebytym złamaniu, o czym sam nam powiedział. Wszystko, co Ksiądz Fra-niu robił, było przepełnione energią, radością i przede wszystkim uczciwo-ścią – to, o czym mówił, potem realizował w życiu. Był bardzo konsekwent-ny i bardzo wymagający w stosunku do siebie samego. Był jak każdy góral– twardy i z zasadami. Nie pamiętam takiej sytuacji, w której poszedłby nachoćby najmniejsze ustępstwo – prawda była zawsze najważniejsza. W tym czasie, kiedy opiekował się ministrantami, grono to bardzo siępowiększyło. Przychodzili chłopcy w różnym wieku, z różnych rodzin i śro-dowisk. Z każdym umiał znaleźć wspólny język, a sposób, w jaki prowadził

36 Wspomnienia Andrzeja Wołyńca_________________________________________________________________________nasze zbiórki, był bardzo atrakcyjny. Były to bardzo żywe spotkania– urozmaicone, choć konkretne. Imponowała nam odwaga Księdza Frania. Mimo ciężkich czasów dlaKościoła i złych relacji z władzą komunistyczną, nie bał się zorganizowaćgrupowego wyjazdu np. do Ogrodu Zoologicznego, do Wyższego Semina-rium Duchownego we Wrocławiu czy nawet obozu ministrantów w Tatrach,choć to ostanie zakończyło się niepowodzeniem w wyniku ingerencji SłużbyBezpieczeństwa i wówczas Milicji Obywatelskiej. W takich sytuacjach jesz-cze bardziej zyskiwał w naszych oczach. Poprzez dzieci do rodziców… Ksiądz Franiu szybko stał się wielkimprzyjacielem mojej rodziny. Znalazł wspólny język z moimi rodzicami, star-szą siostrą Bogusławą i później z młodszym bratem Włodzimierzem. Pamię-tam wspólne rozmowy w naszym domu, kiedy nas odwiedzał, a zawsze byłgościem bardzo mile widzianym i pożądanym. Była to swoista katecheza– rozmowa o tym jak żyć, żeby nie zatracić właściwego kierunku i wartości.Wszystko to wzbogacało naszą przyjaźń. Wielkim przeżyciem dla mojej rodziny, a dziś mogę to przyznać, dlamnie w szczególności, był nasz wspólny wyjazd do Chochołowa w czasiewakacji w roku 1966, wkrótce po Pierwszej Komunii Świętej, mojej i mojegostarszego brata Marka. Ksiądz Franiu zaproponował moim rodzicom kwateręu swojego starszego brata Stanisława w Chochołowie, już dziś również nie-żyjącego. Pamiętam z tego okresu wyprawę na Giewont, nad Morskie Oko,do Doliny Chochołowskiej, wyjazd na odpust do Czarnego Dunajca, gdzie poraz pierwszy spotkaliśmy obecnego tam ówczesnego kardynała KarolaWojtyłę – od niego dostaliśmy własnoręcznie podpisane okolicznościoweobrazki. Pamiętam także grabienie i składanie siana na łące brata KsiędzaFranciszka. Do dzisiaj przechowuję w domu mszalik z własnoręczną dedykacjąKsiędza Frania – otrzymałem go z okazji przyjęcia do grona ministrantów– byłem wówczas najmłodszym z nich. Po odejściu Księdza Frania z Oławy nasz kontakt nie urwał się. Czę-sto spotykaliśmy się w Chochołowie, gdzie zawsze mogliśmy liczyć na życz-liwe przyjęcie i bazę wypadową podczas wędrówek po górach (miłość doTatr zaszczepił nam właśnie Ksiądz Franiu). Odwiedzaliśmy Go w kolejnychparafiach, do których był posyłany. Z drugiej strony Ksiądz Franciszek zaw-sze przyjeżdżał do nas z okazji różnych uroczystości rodzinnych, zawsze takisam – zawsze życzliwy i uśmiechnięty.

Wywiad z Karolem Skorusą 37_________________________________________________________________________Wiadomość o Jego nagłej i przedwczesnej śmierci napełniła nas, my-ślę o mojej rodzinie i o mnie, wielkim bólem i smutkiem. Przyszła refleksja,że znowu za mało było tych spotkań, za mało rozmów i wspólnego przeby-wania. Ale wiem jedno – zawsze będzie w naszych sercach, w naszych my-ślach i zawsze jako ktoś, kto dał świadectwo, jak żyć dobrze, żyć dla innych,a przez to wypełniać wolę Boga Jedynego. Andrzej Wołyniecwówczas „najmłodszy z ministrantów” Andrzej Wołyniec – ur. 21 października 1958 r. Od 1963 r. mieszka w Oławie, gdzie jakoministrant poznał Księdza Franciszka. Ukończył studia medyczne w Akademii Medycznejwe Wrocławiu w roku 1983. Obecnie pracuje w Oddziale Chirurgicznym Szpitala Powiato-wego w Oławie jako ordynator oddziału.

38 Wywiad z księdzem Krzysztofem Hajdunem_________________________________________________________________________

Plebania – nasz dom 39___________________________________________________________________ JAK DOBRY PASTERZ Wywiad z księdzem Krzysztofem HajdunemJak wyglądało pierwsze spotkanie z Księdzem Franciszkiem? Czy byłoono związane z przyjściem na naszą parafię? Jakie zrobił pierwszewrażenie? Czy się to później potwierdziło?W związku z tym, że dostałem aplikatę do pracy w parafii na MuchoborzeMałym – przyjechałem dwa dni przed przeprowadzką. Spotkałem się wtedyz księdzem Stanisławem i księdzem Aleksandrem. Tak jakoś zjechaliśmy sięwszyscy razem, nie dzwoniąc do siebie, ale wszyscyśmy się spotkali. Prałatbył bardzo gościnny, zaraz była kawa, ciasto, rozmowy, pokazał nam pokoje,w których mieliśmy mieszkać. Od razu powiedział mniej więcej, co kto bę-dzie robił, czym się będzie zajmował, oprowadził po budowie, pokazał plankościoła, więc wrażenie zrobił bardzo dobre – takiego dobrego gospodarza,dobrego proboszcza – i nie ukrywał, że wiąże z nasza ekipą duże nadzieje, boOn miał się zajmować budową, a my troszkę więcej duszpasterstwem.Czy chodziły wcześniej jakieś plotki o parafii i proboszczu?Jeśli chodzi o plotki, to pewien starszy ksiądz dał mi radę, do której się sto-sowałem – idąc do którejkolwiek parafii, nigdy nie wypytywać, jaki jest pro-boszcz, nie szukać sensacyjek, tylko iść, pracować i samemu sobie zdaniewyrobić. Także plotek nie nasłuchiwałem, a myślę, że wokół Księdza Prałatachyba była wtedy dobra aura, dobre słowo, niczego złego nie słyszałem.Powiedział Ksiądz, że od razu było wiadomo, kto czym się będziezajmował. Czy Ksiądz Prałat umiał dobrze rozpoznawać talenty współ-pracowników? Czy narzucał obowiązki, czy też pozwalał podwładnymodkrywać, do czego są powołani?Myślę, że Ksiądz Prałat chyba już znał nasze możliwości i wiedział, kto doNiego przychodzi. Od razu tak na wejście było wiadomo, że na przykład Ks. Krzysztof Hajdun – ur. 22 marca 1963 r. w Złotoryi. Święcenia kapłańskie przyjąłw 1988 r. W posłudze wikariuszowskiej w latach 1994–2001 pracował w Parafii NMPNieustającej Pomocy we Wrocławiu. Następnie ustanowiony proboszczem Parafii MatkiBożej Różańcowej w Kruszynie dekanat Brzeg Południe. Od 2010 r. proboszczRzymskokatolickiej Parafii pw. Opatrzności Bożej we Wrocławiu-Nowym Dworze.

40 Wywiad z księdzem Krzysztofem Hajdunem_________________________________________________________________________ksiądz Stanisław będzie się zajmował ministrantami, więc być może KsiądzPrałat rozmawiał z księdzem Sosnowskim, jego byłym proboszczem. Podej-rzewam też, że rozmawiał z księdzem Kanią, moim poprzednim probosz-czem. Myślę, że On po prostu już na wejście wiedział, kto ma jakie możliwo-ści, tak to wyglądało – i wtedy, i z perspektywy czasu.Pracował Ksiądz w naszej parafii aż siedem lat czyli dwie kadencje.Czyj to był pomysł i jak Ksiądz tę decyzję teraz wspomina?To jest tak: Kardynał1 wychodził z założenia, że jak składy się dogadują,to niech będą ze sobą jak najdłużej; ksiądz Arcybiskup2 z innego założenia:kadencja trwa pięć lat i choćby było jak najlepiej, muszą się rozstać.No i w związku z tym ja byłem siedem lat i byłbym dłużej, gdyby nie przy-szedł czas na moje probostwo, ale na przykład ksiądz Krzysiu Dudojć, któryu Was pracował jako wikariusz, w Lewinie był u księdza prałata Karpa jede-naście lat.I wrócił tam później na probostwo...I wrócił też tam na probostwo. Myślę, że takie zasady miały uzasadnienie.Jak się proboszcz z wikariuszem dogadywał, to po co to rozbijać. A jak sięnie dogadywali, to nawet po dwóch latach odchodzili, tak jak księża Mirek,Stasiu i Grzesiu – po roku odeszli.Jaki był Ksiądz Franciszek jako głowa licznej wspólnoty mieszkającejwówczas na plebanii3? Czy było to życie rodzinne czy indywidualne?Jak wyglądały Wigilia, Święta, Sylwester, Wielkanoc, wspólne posiłki,kolędowanie?Słuchajcie, pod każdym względem Ksiądz Prałat się sprawdzał. Tak, byłyWigilie, były święta, były Sylwestry, były Wielkanoce, były wspólne posiłki,kolędowanie, nikt nikogo nie unikał. W niedzielę jak siadaliśmy do obiadu,to potrafiliśmy siedzieć już po obiedzie i godzinę, i półtorej i rozmawiać,i cieszyć się, i opowiadać sobie kawały. No po prostu było fantastycznie.Każde imieniny księdza były obchodzone i to nie było tak, że każdy ksiądzsobie. Zawsze były imieniny księdza tam na górze, na korytarzu, gdzie przy-1 Chodzi o arcybiskupa metropolitę wrocławskiego kardynała Henryka Gulbinowicza.2 Mowa o arcybiskupie metropolicie wrocławskim Marianie Gołębiewskim.3 Wspólnota mieszkająca na plebanii – księża, praktykanci, klerycy, ekipa budowlana, paniepomagające w kuchni i w innych obowiązkach.

Plebania – nasz dom 41_________________________________________________________________________chodzili ci najbardziej zaangażowani. Wiadomo, pan Stasiu Lange, WojtuśSkorusa, panie, które gotowały, jeszcze jacyś bliscy goście. I to nie było tak,że każdy solenizant sobie, a księża gdzieś tam po pokojach ukryci,bo imieniny. Nie. Były imieniny, to wszyscy u wszystkich bywali. Więcej,jak były imieniny, to ksiądz nie kupował jedzenia za swoje pieniądze, tylkoKsiądz Prałat serwował poczęstunek dla gości księdza. I to było też piękne.Albo na przykład Wigilia... Zawsze siadaliśmy o godzinie jedenastej przedpołudniem, jedliśmy sobie tę wieczerzę wigilijną, śpiewaliśmy kolędy,Ksiądz Prałat czytał Pismo Święte, składał nam życzenia, zawsze wtedy byłpod choinką upominek dla każdego księdza i dla pań pracujących. Jakieśtakie drobne symboliczne sprawy, ale które pokazywały, że dba o to jakw rodzinie. Później o godzinie pierwszej jechaliśmy do domów, jeszczeu rodziców byliśmy na wigilii, a Ksiądz Prałat wtedy często jechał doLeśnicy do państwa Kuczyńskich, z którymi był bardzo zaprzyjaźniony.Potem zjeżdżaliśmy się na pasterkę o północy. Tak samo na inne uroczysto-ści. Mówię Wam, to było życie na plebanii!A jak bywało w świeckie uroczystości, na przykład Sylwestra? Pamię-tam, że kiedyś ksiądz Stanisław w Sylwestra stracił głos, śpiewająckolędy.Tak bywało. Bardzo często siedzieliśmy na korytarzu i rozmawialiśmy, i czę-stowaliśmy się. O północy wychodziliśmy na balkon, każdy miał jakąś petar-dę i strzelaliśmy do góry. Także były i takie rzeczy.Nie uciekali księża do domów rodzinnych?Nie, nie. Wspólne posiłki, mówiłem, Sylwester, Wielkanoc. Wiadomo, Wiel-kanoc, to wspólne śniadanie i trzeba było iść do kościoła. Zawsze urządzali-śmy to tak, aby wszyscy byli wyspani, nigdy tego czasu nie było tyle, żebypotem być w kościele zmęczonym, bo zawsze ksiądz musiał w kościele bar-dzo elegancko wyglądać, żeby później nie było podejrzenia, że za dużoposiedzieli... [śmiech]Czego się Ksiądz nauczył od Prałata?Przede wszystkim nauczyłem się takiego prawdziwego przeżywania kapłań-stwa. Prałat był człowiekiem nietuzinkowym. Trafił się Wam prawdziwyskarb. On był człowiekiem wymagającym. Od nas wymagał, ale też i od sie-bie wymagał. Pamiętacie? Przychodziła robota szedł do siebie, ubierał fraki,gumowce i wylewał beton, bo tego wymagała chwila. I On dobrze wiedział,

42 Wywiad z księdzem Krzysztofem Hajdunem_________________________________________________________________________że jak On tego nie zrobi, to ludzie nie będą robić, i wiedział, że jak On będzierobić, to ludzie przyjdą. I naprawdę niczego nie szczędził. Ludzie nie lubiąksiędza-urzędnika. Ludzie w proboszczu raczej muszą widzieć ojca– nie urzędnika, tylko kogoś, kto się troszczy o ich dobro, kto o nich dba. Jakdobry pasterz, który podsypuje paszę, żeby się owieczki dobrze miały.Następna sprawa, wtedy dolar miał zupełnie inny przelicznik niż dzisiaj. Dzi-siaj jak sobie weźmiesz dziesięć dolarów, to można by sobie pomyśleć:„no, mam dychę”, ale na początku lat dziewięćdziesiątych dziesięć dolarówto było dosłownie półtorej pensji miesięcznej. A On w tym czasie jeździł doStanów, przywoził grube dolary i wszystko ładował w budowę. Dzisiaj jakbytak przywiózł trzy, cztery tysiące, to jest to niewiele, bo za tyle można zrobićjakieś ładne schody drewniane czy coś innego, ale w tamtych czasach, gdyprzebitka była taka, to On naprawdę mógł za te pieniądze wiele rzeczy zrobić– i robił. Pamiętam też, że ludzie widzieli, że to idzie niesamowicie i pienią-dze były z parafii też duże, ludzie czuli tego ducha zaangażowania KsiędzaPrałata i ofiary były naprawdę bardzo ładne.Wielu księży wspomina, że Prałat uczył bardzo rzetelnie prowadzićkancelarię.Jeśli chodzi o kancelarię, myślę, że nie musiałem się dużo uczyć od KsiędzaPrałata, bo byłem po szkole księdza Kani i w kancelarii umiałem wszystkozałatwić. Natomiast Prałat był człowiekiem wielkiego humoru. To był takiczłowiek, co jak opowiedział jakiś kawał, to można było pół godziny leżeć ześmiechu i śmiać się. I jednocześnie był człowiekiem, który był w opowiada-niu dowcipów i w robieniu kawałów niezwykle inteligentny. Jak coś do ko-goś miał, to niby przyżartował, ale potrafił tak dociąć, że trafił w samo sedno.Każdy już wiedział, o co chodzi, już wiedział, że trzeba się odsunąć, przemy-śleć sprawę. Inteligencja wielka, niesamowita. Zresztą ksiądz Eryk potwier-dzi, bo on do dzisiaj jest pod Jego wielkim wpływem. Ile razy się spotkamy,tyle razy właśnie z tego, z tych dowcipów Księdza Prałata się śmiejemy.Też pamiętamy z wyjazdów do Chochołowa...Kiedyś siedzimy przy stole i przychodzi jeden z ówczesnych wikariuszy.Przychodzi taki rozgoryczony i mówi do Księdza Prałata: „To jak to?To Ksiądz już nie chce, żebym ja tu pracował?” Ksiądz Prałat tak patrzyi mówi: „Księże, gdybym nie chciał, aby ksiądz tu pracował, toby ksiądz jużtu nie pracował”. [śmiech]

Plebania – nasz dom 43_________________________________________________________________________A jak Księża spędzali wolny czas?Prałat brał nas czasem na wyjazdy, jeździliśmy z Księdzem Prałatem do Jegokolegów kursowych, księży. Po Mszach Świętych wieczornych, tak co drugi,co trzeci dzień spotykaliśmy się u jednego z nas, czy to u mnie, czyto u księdza Aleksandra, czy u księdza Stasia czy u Księdza Prałata. Zawszeoglądaliśmy dziennik, pogadaliśmy, uplanowaliśmy na następny dzień robo-tę. No fantastycznie było, jak w domu. Każdy wiedział, co do niego należy,co miał zrobić. I takie wspólne odwiedzanie się w pokojach też pozwalałopóźniej funkcjonować, bo czasem można obok siebie mieszkać na plebanii,ale gdyby się tak zdarzyło, że każdy ksiądz do ołtarza, a potem w samochódi swoje sprawy załatwia, to nie ma życia, to plebania staje się hotelem, a tobył dom. Dom, w którym mieszkają ludzie, którzy tak samo wierzą, to samorobią i myślę, że dom musi żyć, żeby było dobrze.Jak wyglądało zaangażowanie Księdza Prałata w budowę kościoła?Muszę powiedzieć, że dla tego kościoła Ksiądz Prałat dużo zrobił i tak praw-dę mówiąc, chyba przypłacił to życiem. Myślę, że On tam zdrowie zostawił,że te problemy, które się tam z serduszkiem pojawiły, to wynik tego, że od-dawał wszystkie siły, jakie miał, i to przypłacił tym, co się stało. Widziałemto zaangażowanie na każdym kroku. Jak przyszliśmy w czerwcu 1994 roku,to mieszkaliśmy już w tej nowej plebanii, natomiast fundamenty kościoładopiero były wylane. Praktycznie ścian kościoła jeszcze nie było – po półmetra na fundamentach. I popatrzcie, to był 1994 rok, a w 2000 roku w paź-dzierniku była konsekracja kościoła. Następna sprawa, przyszliśmy w czerw-cu, a 17 października w kościele mieliśmy peregrynację obrazu Matki Bożej,i jak pamiętacie, mury były, a zamiast dachu były naciągnięte płachty woj-skowe, w oknach była folia, kościół był ostemplowany belkami. Patrzcie,od czerwca, do połowy października i ściany, i konstrukcja dachowa już by-ły, to jest tempo nieprawdopodobne. Budynek naprawdę duży i konstrukcyj-nie to też wszystko nie było łatwe, bo te belki stalowe poosadzać trzeba byłoi to wszystko się udało, i to bez wypadku...W tym samym roku była też pasterka...Tak, była pasterka, a potem wszystko sukcesywnie. I jeśli chodzi o tę budo-wę, to wyglądało tak, że Ksiądz Prałat rano wstawał, odprawiał Mszę Świętą,albo nie odprawiał, jeśli miał wieczorną, i przez cały dzień zajmował sięsprawami kościoła. Nie wiem, czy pamiętacie, na budowie był taki składdrewna, potem wyburzony. I jak budowano Halę Strzegomską, to takich paru

44 Wywiad z księdzem Krzysztofem Hajdunem_________________________________________________________________________złodziejaszków wynosiło deski na tamtą budowę. Raz była taka akcja,że zadzwonił ktoś z osiedla, że wynoszą deski. Ksiądz Prałat wyskoczyłz plebanii. Myśmy za chwilę też wyskoczyli, ale On pierwszy. Dogonił tegozłodzieja, rzucił go na ziemię, kolanem docisnął. Już nie powiem, jakich słówwtedy użył, bo to chyba nie nadaje się do druku...Prałat aż do śmierci miał dużą siłę i sprawność fizyczną.To był do końca człowiek taki silny, energiczny, żywotny, że ja bym nigdynie powiedział, że On w taki sposób odejdzie. Zresztą powiem Wam,że w sobotę przed śmiercią, Ksiądz Prałat około dwudziestej do mnie za-dzwonił, a u mnie byli bracia moi i ziemniaki do piwnicy mi znosili. „Krzy-chu, przybywaj, chodź, bo chcę pogadać” – mówił. „Nie Księże Prałacie,bo chcę z braćmi posiedzieć, nanoszą się więc...” – tłumaczyłem. „Przyjdź,nie pożałujesz!” No i poszedłem, i siedziałem. Byliśmy u Księdza Prałatapraktycznie do północy, Eryk był – tak, we trzech... I On wspominał, że mu-si jutro pojeździć rowerem, bo musi się dotlenić. Wspominał, o tym rowerze,więc jak w niedzielę usłyszałem, co się stało, to aż mnie dreszcz przeszedł,bo to tak... Wczoraj taki elegancki, silny, zdrowy, a tu nagle...Tak to wygląda. Myślę, że rożne ciekawostki, przy różnych okazjach jeszczemogę opowiedzieć...Jak wyglądały Księdza kontakty z Prałatem po odejściu z Muchoboru?Ksiądz Prałat starał się tak raz na pół roku mnie odwiedzić i nigdy nie przy-jechał do mnie z pustymi rękami. Ja zacząłem budować plebanię. KsiądzPrałat właściwie budowę skończył, więc mógł mnie jakoś od czasu do czasuw tym budowaniu wesprzeć. Za każdym razem jak był u mnie, co najmniejtysiąc złotych dał. „Masz ty robisz, ty pracujesz, tobie się przyda, tutaj nawiosce bieda”.Natomiast jak przyszedłem tu, to naprawdę się cieszyłem, że tak blisko,po sąsiedzku z Księdzem Prałatem. To dla mnie było ważne. Wywiad w maju 2011 r. przeprowadzili: Edward Koziarzewski i Wojciech Partyka.

Wychowawca i przyjaciel 45___________________________________________________________________ KSIĄDZ PRAŁAT FRANCISZEK SKORUSA – TAKIEGO DZIŚ PAMIĘTAM Ciągle mam wrażenie, że On we Wrocławiu, w parafii na Muchobo-rze Małym jest i w swoim stylu gazduje. Jednak pisząc o nim wspomnienie,uświadamiam sobie, że gdy przyjadę tam – to nie ma co szukać jego imieniana domofonie plebanii, nie wypijemy razem przysłowiowej kawy i tak poludzku, i kapłańsku nie pogadamy. Po raz pierwszy Księdza Franciszka zobaczyłem w czasie wakacji,przed rozpoczęciem swojej nauki chyba w siódmej klasie szkoły podstawo-wej. Wtedy dowiedzieliśmy się, że jest góralem. Dla mnie to wtedy brzmiałojakoś tajemniczo. Z ciekawością patrzyłem na tego górala, który zamieszkałna Muchoborze Małym i wraz z innymi dojeżdżającymi do naszej kaplicyksiężmi prowadził duszpasterstwo. Oprócz tego na Nowym Dworze były jużpoważne plany budowy kościoła. Tam, gdzie teraz jest kościół, wcześniej byłpostawiony ołtarz polowy. Przy tym ołtarzu nawet w zimie gromadzili sięludzie, aby uczestniczyć we Mszy Świętej „pod wiatą”. Jako ministranciwsiadaliśmy z jednym z księży do samochodu i jechaliśmy na Nowy Dwór.Trzeba było wszystko przygotować: rozłożyć obrus, ustawić świece i nagło-śnienie, wypakować mszały i lekcjonarze… Pamiętam 13 grudnia 1981 roku. W niedzielę właśnie Ksiądz Franci-szek zabrał mnie i jeszcze jednego lektora swoim dużym fiatem na NowyDwór. To wtedy dowiedziałem się, że w Polsce jest stan wojenny. W tym wczesnym okresie duszpasterzowania, Ksiądz Franciszekumiał zgromadzić wokół siebie dzieci i młodzież. Ludzi starszych umiałprzekonać, że i na Muchoborze Małym potrzebny jest kościół z prawdziwegozdarzenia. Do starszej młodzieży miał w pewnym stopniu zaufanie, co cha-rakteryzowało się tym, że pozostawiał im góralską ślebodę – wolnośćw realizowaniu siebie w parafialnym duszpasterstwie. Jakiś czas później za-czął w górnych częściach kaplicy organizować sobie mieszkanie. Potem zo-stał mianowany proboszczem, a w duszpasterstwie zaczęli pomagać mu wi-kariusze. Wtedy dla nas miał mniej czasu, o co mieliśmy chyba do Niego żal.Teraz, gdy sam jestem proboszczem, odczuwam na własnej skórze, ile czasui sił pochłaniają sprawy administracyjne i gospodarcze parafii, a Ksiądz

46 Wspomnienia o. Rajmunda Andrzeja Dziadkiewicza_________________________________________________________________________Franciszek musiał jeszcze użerać się z różnymi urzędami i urzędnikamiw sprawach budowy kościoła: planów, projektów, miejsca... To wszystkoGo wewnętrznie gryzło, spędzało sen z powiek, eksploatowało emocjonalniei fizycznie. Wiele razy było tak, że w jednym dniu coś było z nimi ustalone,a na drugi dzień decyzja była zupełnie inna. Takie to były czasy,że komuniści czuli się całkowicie bezkarni i robili, co chcieli ze społeczeń-stwem, a mając w ideologii walkę z Bogiem i Kościołem, szczególnie „umi-lali” życie i pracę księżom. Sprawy budowy świątyni całkowicie KsiędzaFranciszka pochłonęły, ale dzięki temu, że miał wspaniałych współpracowni-ków w osobach księży wikariuszy, dzięki Jego osobowości i dzięki wieluosobom świeckim, którym dobro Kościoła i duszpasterstwa leżały na sercu,parafia po prostu żyła. Nadszedł i taki czas, gdy wszystkie starania odniosłysukces. Można było przystąpić do budowy kościoła. Ja już w tym okresiebyłem w zakonie, ale gdy przyjeżdżałem na wakacje, Ksiądz Franciszekopowiadał o postępach prac, pokazywał, co zostało wykonane, mówił, cobędzie zrobione. Gdy w 1996 r. przyjąłem święcenia kapłańskie i przyjecha-łem, aby odprawić Mszę Świętą Prymicyjną, czekała mnie bardzo miła nie-spodzianka. Prymicje odbyły się w nowym kościele! Co prawda był to ko-ściół jeszcze w stanie surowym, jeszcze stały wysokie, drewniane rusztowa-nia – ale co za sceneria! Za to wydarzenie właśnie w takiej formie jestem Munaprawdę wdzięczny i ze wzruszeniem wspominam tamte chwile. Po święce-niach kapłańskich mój kontakt z Księdzem Franciszkiem był rzadszy, ale zato gdy się widywaliśmy – w Chochołowie, w Trybszu, we Wrocławiu czyw Krakowie – to te spotkania były takie „naprawdę”, nie „proforma”. Była toprawdziwa radość i okazja do szczerej rozmowy na każdy temat. Kiedy liczy-łem na kolejne spotkanie z Księdzem Franciszkiem, nadeszła wiadomość,że nie żyje... Zadanie napisania wspomnienia o ŚP. Księdzu Prałacie, jest pytaniemo Jego osobowość. Jakim człowiekiem był, jakim był kapłanem? Jakieja w Nim cechy widzę? Jakie cechy warto powielić i pielęgnować? Na pewnobył człowiekiem pracowitym. Swoje góralskie i budowlane umiejętności wy-korzystał, remontując kaplicę, budując kościół, czy urządzając plebanię. Wie-le elementów to rzeczy, które wykonał własnoręcznie. Pracując fizycznie, niezaniedbywał obowiązków duszpasterskich – katecheza (jeszcze w salkach),konfesjonał, kazania… Był człowiekiem mądrze upartym i konsekwentnym.Tylko taka osobowość mogła odnieść sukces w staraniach o budowę świątyniw tamtych czasach, ale także w sprawach życia religijnego, zwłaszcza nakatechezie i w kancelarii parafialnej nie było taryfy ulgowej. Kolejna cecha

Wychowawca i przyjaciel 47_________________________________________________________________________to umiejętność poświęcenia czasu dla każdego człowieka. Każdy, ktoze szczerymi zamiarami do Niego przychodził, mógł liczyć na to, że cierpli-wie, bez spoglądania na zegarek będzie wysłuchany. Nieraz to skutkowałotym, że z opóźnieniem zaczynał inne obowiązki. Wiele razy słyszałem, jakbardzo Mu nie odpowiadała praca urzędnika. On ciągle chciał być międzyludźmi, chciał mieć z nimi żywy kontakt. Inna cecha, jaka mi przychodzi namyśl to delikatność. Tyle doradził, tyle ocenił, na ile dany człowiek otworzyłprzed Nim swoje serce i zwierzył Mu się ze swoich problemów. Nigdy niebył nachalny w analizowaniu ludzkiego sumienia. Wszystkim znana jest Jegogościnność i to nie tylko z okazji uroczystości, odpustów, imienin, ale takżetaka zwykła, na co dzień. Poczucie humoru to też cecha, która jest po-wszechnie znana. Dzięki niej umiał krótko i celnie spuentować wiele sytua-cji, obnażyć głupotę tak, że aż w pięty poszło, a i niektórym wylać na głowękubeł zimnej wody, żeby zaczęli normalnie, logicznie myśleć.Tak po ludzku – szkoda, że już Go między nami nie ma, ale mądrośćBoża jest większa niż kalkulacje człowieka. Skoro Bóg postanowił go spo-śród nas zabrać, to na pewno uczynił to w najbardziej odpowiedniej chwilidla Księdza Prałata i dla nas. o. Rajmund Andrzej Dziadkiewicz OCist** o. Rajmund Andrzej Dziadkiewicz OCist – ur. 6 lipca 1968 r. we Wrocławiu. Od 1974 r.ministrant, a następnie lektor parafii NMP Nieustającej Pomocy we Wrocławiu. W 1989 r.wstąpił do zakonu oo. Cystersów w Krakowie-Mogile. Święcenia kapłańskie przyjąłw 1996 r. Pracował jako wikariusz w parafiach w Krakowie oraz we Wrocławiu. Od 2007 r.pełni posługę proboszcza w Parafii pw. św. Elżbiety Węgierskiej w Trybszu, dekanat BiałkaTatrzańska.

48 Wywiad z Marianem Szczygłem_________________________________________________________________________


Like this book? You can publish your book online for free in a few minutes!
Create your own flipbook